piątek, 30 marca 2018

Motylem jestem aaa

Łzy.
Dużo łez. Dużo nerwów, strachu, bólu.
Tak złego okresu czasu już dawno nie miałam. Odkąd mama trafiła znowu do szpitala (tym razem z czymś o wiele bardziej poważnym), wszystko zaczęło się walić. Przez pobyt mamy w szpitalu kłóciłam się z ojcem mniej więcej codziennie. To było straszne. Oprócz strachu, który towarzyszył mi w obawie o mamy zdrowie, miałam dodatkowo jeszcze stres w domu z ojcem. Szkoła również mnie nie rozpieszczała. Matematyka chyba nigdy nie da mi spokoju. Po powrocie mamy miałam nadzieję,że wszystko wróci do normy. O nie nie nie. Było jeszcze gorzej. Ojcu odbijało coraz bardziej, co spowodowało że wszystko się we mnie skumulowało i w końcu ja też musiałam wybuchnąć. Niestety oberwał mój nauczyciel, który mnie nieświadomie sprowokował, przez co otworzył moją puszkę Pandory / K. Myślicie, że to było straszne? Pff
Dopiero się rozkręcam.
Mój musical. Próby szły opornie. Ludzie średnio chodzili a ja przez ten cały stres nie dawałam już im tej samej energii co na początku. Niestety dwie z moich "gwiazdeczek' postanowiły pobawić się w diwy. Są sprytne, wiedzą że bardziej zależy mi na tym przedstawieniu niż reszcie. Dlatego moje bycie miłym okazało się również nieskuteczną opcją, ponieważ zostałam przez nie zaatakowana. Bardzo mnie to dotknęło. Udaję złą, a tak naprawdę cholernie mi przykro bo myślałam,że naprawdę daję z siebie 100% i jestem dla nich dobra. Okazuje się,że to również było za mało. A podobno metoda na krytykowanie nie działa. Nie wiem. W tym przypadku chyba żadna metoda by nie zadziałała. Aktoreczki się znalazły...
No nic.
A jakby tego było mało to stałam się ofiarą kolejnej kłótni. Tym razem chodziło o wyjazd wakacyjny ze znajomymi. Mimo,że tym razem to nie ja się kłóciłam. Wystarczyło moje jedno słowo, by prawie cała szala gniewu przeszła na biedną mnie.
A najgorsze jest w tym wszystkim to,że ja dla wszystkich chcę dobrze. Staram się a dostaję po dupie.
Są sytuacje, których nie da się dobrze rozwiązać. Może być lepiej ale nigdy nie będzie na tyle dobrze. I dokładnie ten wyjazd i mój musical są takimi sytuacjami bez wyjścia.

Zaczynam myśleć,że jestem jak motyl. Niby ładny taki a w sumie robal. Może właśnie tak jest z moją osobą. Wydaję się być miła i pomocna a potem tylko przeszkadzam i wkurzam. Kto wie.
Zastanawiam się czy potrzebuję pomocy. Mam jakieś dziwne "ataki paniki" , ale zapewne to przez ten cały stres i syf, który się ostatnio dzieje. Jedyne co jest dobre to moja relacja z Puśkiem i to że mama znowu jest w domu.
Mam tylko nadzieję, że wreszcie odetchnę. Chociaż wiem,że jeszcze wiele rozmów, wyjaśnień i innych rzeczy mnie czeka.

K.