sobota, 22 grudnia 2018

Z lipca do grudnia

Nie pisałam już bardzo długo. Na początku nic ciekawego się nie działo a ostatnio nie umiałam ogarnąć polskich znaków na nowym macu.
Ale jest już dobrze. Jestem. Żyję.

Moje życie od jakiegoś czasu jest nudne. Nic ciekawego się nie dzieje. A gdy próbuję by coś się działo zawsze coś lub ktoś mnie od tego odpycha. 
Chyba z ciekawszych rzeczy to mój udział w krótkim filmie na konkurs. Nic specjalnego, ale fajnie było pierwszy raz "zagrać" przed kamerą. Nie wygraliśmy. Ale nie za bardzo się tym przejęłam. Dla mnie filmik i tak pozostanie tym pierwszym.
Tata zakłada nową firmę. I podobno mam tam mieć swoje miejsce. Kto wie, może się uda zostać tą organizatorką przyjęć?
W szkole jest beznadziejnie. Mam wrażenie, że jedyną rzeczą, którą mogę według wszystkich osiągnąć, jest dobry wynik z matury. A ja myślę ponad to. Świat jest dużo większy i ciekawszy niż matura i studia. Wierzę, że tak jest.
Święta już tuż tuż. Mama znowu jest Grinchem a ja... Nie wiem. Znowu żyję filmami i nieprawdziwą rzeczywistością. Paradoks, co nie?
Dużo marzę, dużo myślę a tak mało mówię. Naprawdę.
To chyba przez to jak absurdalne są niektóre z moich marzeń. Boję się o nich mówić. Nie chcę być oceniania. Przez wszystkich bliskich. 
Chcę by moje życie było ciekawe. To jest mój główny cel. Nie wstawię szczegółów. Nie powiem co, jak, gdzie i kiedy. 
Wzruszam się gdy słyszę "Kolorowy wiatr". Chyba nigdy ta piosenka do mnie aż tak nie przemawiała jak teraz. Każde jej słowo. To wszystko prawda. A świat bajek Disney'a jest najpiękniejszym miejscem na świecie. Marzę by mieć jakikolwiek związek z tym światem, lub bym przynajmniej mogła moją każdą, pospolitą pracę urozmaicić w tą magię. Ten świat tak bardzo na mnie wpłynął, że nie wyobrażam sobie siebie, bez tego.

Mam nadzieję, że marzenia się spełniają. Życzę Wam wszystkim wesołych i magicznych świąt.
Znajdźcie to co jest dla was najważniejsze i gońcie za tym. Jeśli jeszcze tego nie macie, to życzę Wam by rok 2019, był rokiem znalezienia tego co zawsze było wam pisane.

Love,
K.


środa, 11 lipca 2018

Update (again)

Hej!
Przez ostatnie kilka miesięcy dużo się działo.

1) Wystawiłam kolejny musical! W końcu się udało.
Okazało się, że Disney zawsze gdzieś tam chodził mi po głowie, aż ostatecznie wpadłam na pomysł musicalu o złych postaciach. Było bardzo ciężko. Przeciwności związane z diwami, słabymi ocenami oraz kadrą docelowego miejsca występu, powodowały, że miałam ochotę wszystko rzucić. Tak się nie stało, dzięki pomocy i wsparciu, moich 8 wspaniałych marzycieli i przyjaciół. Jeżeli to był mój ostatni występ to myślę, że w idealny sposób zakończyłam przygodę z teatrem. ( zrobiło mi się właśnie smutno ).

2) Egzaminy zawodowe poszły nieźle. Pewnie mogłoby być lepiej, ale 87,5% z teorii mnie satysfakcjonuje. Ciekawe jaki będzie wynik z praktycznej części.

3) Chyba wreszcie udało mi się wybrać kierunek na studia. Angielski.
Anglistyka czy filologia angielska - tego jeszcze nie wiem. Najważniejsze jest to, że wreszcie mam poczucie, że dobrze wybrałam. Nie zawiodę rodziców, przybliży mnie to w jakiś sposób do wymarzonej kariery oraz będę się dalej uczyć mojego ukochanego języka.

4) Z rodzicami bywa różnie - raz lepiej i raz gorzej, Teraz jest chyba lepiej chociaż jestem świeżo po mini sprzeczce z mamą (tak, znowu zachciało mi się zmieniać coś w pokoju).
Jeśli chodzi o sferę towarzyską, to też zależy. Z moją ekipą Grubasków widzę się rzadko i coraz cz ęściej mam wrażenie, że już nie czuję potrzeby tych spotkań. Za to mam prawie nową 8 przyjaciół.
Muszę przyznać też ( i sama nie wierzę, że to piszę ), że bardziej zbliżyłam się do znajomych Puśka. Jeśli mam dobry humor to lubię ich towarzystwo ( doceń to klusko ).

5) I wreszcie… WAKACJE!
Jakie mam plany?

*zarobić hajs ( plany nowego pokoju wymagają pewnego budżetu xd )
*spędzić miło czas na obu wyjazdach ( jeden był z rodzicami nad jeziorem i było naprawdę super (zdjęcie) ; drugi ze znajomymi Puśka )
*grać więcej na ukulele
*w końcu urządzić WHITE PARTY
*wykopać rodziców z domu i mieć chatę dla siebie <3
*ODPOCZĄĆ

PS. Udanych wakacji i pięknych wyników maturzyści!




K.

czwartek, 3 maja 2018

Będzie dobrze

Generalnie to chyba jest lepiej. Jako tako się układa. Mama czuje się lepiej, ojciec się uspokoił a musical chyba jest do uratowania (powstał nowy kontekst bez naszych diw).

Ostatnio dużo się dzieje. W szkole nie ma dnia by nie mówili o egzaminach zawodowych. Ale o dziwo jakoś bardzo się tym nie przejmuję.
Przejmuję się tym, że za rok matura. A to oznacza pierwszy test, który tym razem na poważnie zadecyduje o mojej przyszłości. 

Czy K. boi się przyszłości?

Chwilami bardziej, chwilami mniej.

Mniej gdy Pusiek mówi, że już będziemy razem na zawsze. To mnie uspokaja (yeey nie będę starą panną).
A bardziej gdy rozmawiam o tych wszystkich marzeniach, które wydają się tak dalekie i tak trudne do zrealizowania.

Ale wiecie co? Będzie co będzie. Uważam, że mimo wszystko jestem silna i zawsze sobie poradzę. Może nie będę co wakacje jechać na Malediwy, ale na Mazury uda się na pewno ;)
Jakoś o dziwo mam tą pozytywną energię w sobie. Czuję ją. Może to przez ten majówkowy wyjazd do Białegostoku (mieliśmy jacuzzi w łazience :O ). 
Zbliża się fajny czas. Moje 19 urodziny, wyjazd z rodzicami moimi i Puśka oraz upragnione WAKACJE. Te muszą być świetne, bo ostatnie były za krótkie i mało ciekawe z powodu różnych nieprzyjemnych kwestii…

Ale będzie dobrze.
Musi być.
Wszyscy sobie jakoś poradzimy.
Takie jest życie.
Żeby je przeżyć.
Ale można je przeżyć na pół gwizdka lub całkowicie i PEŁNIE.
I ja zamierzam być w tej drugiej grupie.

A do maturzystów, powodzenia. Oby wszystko poszło zgodnie z Waszym planem.



Ogród Branickich w Białymstoku


K.


piątek, 30 marca 2018

Motylem jestem aaa

Łzy.
Dużo łez. Dużo nerwów, strachu, bólu.
Tak złego okresu czasu już dawno nie miałam. Odkąd mama trafiła znowu do szpitala (tym razem z czymś o wiele bardziej poważnym), wszystko zaczęło się walić. Przez pobyt mamy w szpitalu kłóciłam się z ojcem mniej więcej codziennie. To było straszne. Oprócz strachu, który towarzyszył mi w obawie o mamy zdrowie, miałam dodatkowo jeszcze stres w domu z ojcem. Szkoła również mnie nie rozpieszczała. Matematyka chyba nigdy nie da mi spokoju. Po powrocie mamy miałam nadzieję,że wszystko wróci do normy. O nie nie nie. Było jeszcze gorzej. Ojcu odbijało coraz bardziej, co spowodowało że wszystko się we mnie skumulowało i w końcu ja też musiałam wybuchnąć. Niestety oberwał mój nauczyciel, który mnie nieświadomie sprowokował, przez co otworzył moją puszkę Pandory / K. Myślicie, że to było straszne? Pff
Dopiero się rozkręcam.
Mój musical. Próby szły opornie. Ludzie średnio chodzili a ja przez ten cały stres nie dawałam już im tej samej energii co na początku. Niestety dwie z moich "gwiazdeczek' postanowiły pobawić się w diwy. Są sprytne, wiedzą że bardziej zależy mi na tym przedstawieniu niż reszcie. Dlatego moje bycie miłym okazało się również nieskuteczną opcją, ponieważ zostałam przez nie zaatakowana. Bardzo mnie to dotknęło. Udaję złą, a tak naprawdę cholernie mi przykro bo myślałam,że naprawdę daję z siebie 100% i jestem dla nich dobra. Okazuje się,że to również było za mało. A podobno metoda na krytykowanie nie działa. Nie wiem. W tym przypadku chyba żadna metoda by nie zadziałała. Aktoreczki się znalazły...
No nic.
A jakby tego było mało to stałam się ofiarą kolejnej kłótni. Tym razem chodziło o wyjazd wakacyjny ze znajomymi. Mimo,że tym razem to nie ja się kłóciłam. Wystarczyło moje jedno słowo, by prawie cała szala gniewu przeszła na biedną mnie.
A najgorsze jest w tym wszystkim to,że ja dla wszystkich chcę dobrze. Staram się a dostaję po dupie.
Są sytuacje, których nie da się dobrze rozwiązać. Może być lepiej ale nigdy nie będzie na tyle dobrze. I dokładnie ten wyjazd i mój musical są takimi sytuacjami bez wyjścia.

Zaczynam myśleć,że jestem jak motyl. Niby ładny taki a w sumie robal. Może właśnie tak jest z moją osobą. Wydaję się być miła i pomocna a potem tylko przeszkadzam i wkurzam. Kto wie.
Zastanawiam się czy potrzebuję pomocy. Mam jakieś dziwne "ataki paniki" , ale zapewne to przez ten cały stres i syf, który się ostatnio dzieje. Jedyne co jest dobre to moja relacja z Puśkiem i to że mama znowu jest w domu.
Mam tylko nadzieję, że wreszcie odetchnę. Chociaż wiem,że jeszcze wiele rozmów, wyjaśnień i innych rzeczy mnie czeka.

K.

wtorek, 13 lutego 2018

Stare i nowe

Kiedyś powiedziałam,że lubię zmiany. To prawda, że chcę żeby "coś się działo". Wyszukuję nowe miejsca i ciekawe wydarzenia. Dlatego wszystko planuję, żeby nie mieć wolnego dnia na nudę. Chyba można to zaliczyć do zmian? ZMIENIANIE każdego dnia, tak żeby nie był taki sam jak poprzedni? Bo rutyna to tragedia. 


Hm... Jednak mimo wszystko nie zawsze. Jak wspominam dziadka, to przypominam sobie moje przedstawienia kabaretowe i gimnastykowanie się w domu babci i dziadka (wszechstronna dziewczynka). To była nasza rutyna. A mimo to nigdy nie wydawało mi się to nudne.

Kocham zmieniać wystrój pokoju. Wyrzucam stare rzeczy, kupuję nowe lub zmieniam ich ustawienia. Wymiana obrazków, pomalowanie tablicy korkowej czy zmiana dekoracji w zależności od danego okresu, to super sprawa. 1/3 mojego instagrama to zdjęcia wnętrz. Póki co w zupełności mi to wystarczy. 

Z makijażem i z ubiorem jest gorzej. Często boję się nowych stylów, trendów, trzymam się "staroci" i rzeczy, które znam lub wiem, że się w nich dobrze czuję. Chociaż muszę przyznać, że cały czas uczę się tej mody i staram się gdzieś w niej znaleźć coś swojego.

Z wyjazdami mam różnie. Chcę zwiedzać miejsca, w których nie byłam ale kocham też wracać w "pewniaki". Takim "pewniakiem" jest dla mnie Św. Lipka, Kazimierz Dolny, Zakopane i oczywiście morze ( ale najbardziej to Gdynia 🏼 )

Mam misia, który jest ze mną prawie od początku. Ma dla mnie większą wartość niż jakakolwiek "nowa" rzecz. Takie starocie mają swoje historie. Plus słyszałam, że misie bronią przed potworami w nocy - wolę nie sprawdzać czy to prawda ;)

"Photograph" - Ed Sheeran = chyba nawet tu pasuje

 M.


wtorek, 6 lutego 2018

Romantyczka

Od zawsze wiedziałam, że nie jestem romantyczką. Nie lubiłam tych miłosnych filmów. Jeśli nawet już jakiś obejrzałam, to nie udawało mi się uronić ani łezki. W którymś z postów, pisałam o "Pamiętniku". Jeśli nie ruszają Cię filmy miłosne, to ten może to zmienić.
Wracając do bycia romantyczką i tak dalej, czemu w ogóle chcę o tym pisać? Może to przez to, że wciąż wszyscy gadają o zbliżających się Walentynkach.
Dobra... Ale co jest w tym złego?
W sumie nic. Oprócz tego, że to wszystko to sztuczny, komercyjny, wymuszony szajs. "Hm... Masz chłopaka i nie lubisz Walentynek? Dziwne." No jakoś tak wyszło, sory Pusiek.
Po prostu uważam, że swoją drugą połówkę powinno się rozpieszczać cały rok. Czemu niby poduszka z wielkim sercem miałaby sprawić, że będę szczęśliwsza? Banał. 
Apeluję do wszystkich pań i panów:
Zróbcie coś wyjątkowego w te Walentynki (jeśli w ogóle coś musicie). Nie kupujcie sercowych dupereli w sklepie spożywczym. To totalnie kiczowate i bez gustu. Zamiast tego zróbcie pyszny obiad, obejrzyjcie śmieszną komedię czy pośpiewajcie wasze ulubione piosenki.
Po co wszystko komplikować i robić coś na siłę. Jedynie bal to chyba spoko pomysł, to by było romantyczne - i nawet ja bym na to poleciała :P

Chociaż...

Powiem wam szczerze, że odkąd mam kogoś najcudowniejszego na świecie, to zdarza mi się wzruszyć. Proste rzeczy mnie wzruszają. Jak niespodziewanie do mnie pisze, że mnie kocha. Lub gdy sobie pomyślę, jak próbuje być na mnie zły, ale zaczyna się uśmiechać. 
Serio. Dla mnie takie rzeczy są romantyczne.
Wiadomo, jestem dziewczyną. Są pewne standardy, które są romantyczne i nawet do mnie przemawiają. Jak wolny taniec na przyjęciu czy długie spojrzenia.
Może jednak gdzieś tam bardzo bardzo głęboko jestem tą romantyczką, tylko po prostu ktoś musiał ją we mnie obudzić.

A dla tych wszystkich, którzy będą singlami w Walentynki, polecam tę piosenkę. To najlepsze czego dzisiaj posłuchasz.
  
Cimorelli - "Single On Valentine's Day"

 Podobny obraz

M.