Na 14 umówiona byłam ze znajomymi (moją paczką "Wesołych Grubasków" <3).
Oczywiście wstałam za późno, bo mama jest na mnie obrażona i nie raczyła mnie obudzić. Mop również nie chciał współpracować. Nieważne... Może po prostu jestem sierotką, prawda Pusiek? Kiedy ogarnęłam domowe obowiązki, wyszłam. Zadowolona,że wreszcie opuściłam dom, szybko zostałam przywrócona do rzeczywistości. Zachciało mi się zakładać ładne buty no i masz babo placek. Ślizgałam się co jakieś 3 metry. Grrr.
Czekając przy przejściu na pasach, autobus oblał mnie kałużą. Tak, naprawdę.
W tramwaju był tłum ludzi. Ale przynajmniej była jedna z moim grubasków. "Moje wybawienie"- pomyślałam. Oczywiście szukając mieszkania koleżanki, poszłyśmy w przeciwnym kierunku. W końcu po 4 piętrach trafiłyśmy do jej mieszkania. Dowiedziałyśmy się,że jest winda. Aha, fajnie.
Na szczęście potem było z godziny na godzinę coraz lepiej. Miło jest spotkać się ze starymi znajomymi. Ciekawe jest to, że po roku niewidzenia się z przyjacielem, potrafię rozmawiać z nim jakbyśmy widzieli się wczoraj. To chyba znak, że prawdziwa przyjaźń jest na zawsze.
Tak przeżyłam mój dzień jak z Hollywoodzkiego filmu - potworny początek ale z happy endem ;)
K.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz