wtorek, 13 lutego 2018

Stare i nowe

Kiedyś powiedziałam,że lubię zmiany. To prawda, że chcę żeby "coś się działo". Wyszukuję nowe miejsca i ciekawe wydarzenia. Dlatego wszystko planuję, żeby nie mieć wolnego dnia na nudę. Chyba można to zaliczyć do zmian? ZMIENIANIE każdego dnia, tak żeby nie był taki sam jak poprzedni? Bo rutyna to tragedia. 


Hm... Jednak mimo wszystko nie zawsze. Jak wspominam dziadka, to przypominam sobie moje przedstawienia kabaretowe i gimnastykowanie się w domu babci i dziadka (wszechstronna dziewczynka). To była nasza rutyna. A mimo to nigdy nie wydawało mi się to nudne.

Kocham zmieniać wystrój pokoju. Wyrzucam stare rzeczy, kupuję nowe lub zmieniam ich ustawienia. Wymiana obrazków, pomalowanie tablicy korkowej czy zmiana dekoracji w zależności od danego okresu, to super sprawa. 1/3 mojego instagrama to zdjęcia wnętrz. Póki co w zupełności mi to wystarczy. 

Z makijażem i z ubiorem jest gorzej. Często boję się nowych stylów, trendów, trzymam się "staroci" i rzeczy, które znam lub wiem, że się w nich dobrze czuję. Chociaż muszę przyznać, że cały czas uczę się tej mody i staram się gdzieś w niej znaleźć coś swojego.

Z wyjazdami mam różnie. Chcę zwiedzać miejsca, w których nie byłam ale kocham też wracać w "pewniaki". Takim "pewniakiem" jest dla mnie Św. Lipka, Kazimierz Dolny, Zakopane i oczywiście morze ( ale najbardziej to Gdynia 🏼 )

Mam misia, który jest ze mną prawie od początku. Ma dla mnie większą wartość niż jakakolwiek "nowa" rzecz. Takie starocie mają swoje historie. Plus słyszałam, że misie bronią przed potworami w nocy - wolę nie sprawdzać czy to prawda ;)

"Photograph" - Ed Sheeran = chyba nawet tu pasuje

 M.


wtorek, 6 lutego 2018

Romantyczka

Od zawsze wiedziałam, że nie jestem romantyczką. Nie lubiłam tych miłosnych filmów. Jeśli nawet już jakiś obejrzałam, to nie udawało mi się uronić ani łezki. W którymś z postów, pisałam o "Pamiętniku". Jeśli nie ruszają Cię filmy miłosne, to ten może to zmienić.
Wracając do bycia romantyczką i tak dalej, czemu w ogóle chcę o tym pisać? Może to przez to, że wciąż wszyscy gadają o zbliżających się Walentynkach.
Dobra... Ale co jest w tym złego?
W sumie nic. Oprócz tego, że to wszystko to sztuczny, komercyjny, wymuszony szajs. "Hm... Masz chłopaka i nie lubisz Walentynek? Dziwne." No jakoś tak wyszło, sory Pusiek.
Po prostu uważam, że swoją drugą połówkę powinno się rozpieszczać cały rok. Czemu niby poduszka z wielkim sercem miałaby sprawić, że będę szczęśliwsza? Banał. 
Apeluję do wszystkich pań i panów:
Zróbcie coś wyjątkowego w te Walentynki (jeśli w ogóle coś musicie). Nie kupujcie sercowych dupereli w sklepie spożywczym. To totalnie kiczowate i bez gustu. Zamiast tego zróbcie pyszny obiad, obejrzyjcie śmieszną komedię czy pośpiewajcie wasze ulubione piosenki.
Po co wszystko komplikować i robić coś na siłę. Jedynie bal to chyba spoko pomysł, to by było romantyczne - i nawet ja bym na to poleciała :P

Chociaż...

Powiem wam szczerze, że odkąd mam kogoś najcudowniejszego na świecie, to zdarza mi się wzruszyć. Proste rzeczy mnie wzruszają. Jak niespodziewanie do mnie pisze, że mnie kocha. Lub gdy sobie pomyślę, jak próbuje być na mnie zły, ale zaczyna się uśmiechać. 
Serio. Dla mnie takie rzeczy są romantyczne.
Wiadomo, jestem dziewczyną. Są pewne standardy, które są romantyczne i nawet do mnie przemawiają. Jak wolny taniec na przyjęciu czy długie spojrzenia.
Może jednak gdzieś tam bardzo bardzo głęboko jestem tą romantyczką, tylko po prostu ktoś musiał ją we mnie obudzić.

A dla tych wszystkich, którzy będą singlami w Walentynki, polecam tę piosenkę. To najlepsze czego dzisiaj posłuchasz.
  
Cimorelli - "Single On Valentine's Day"

 Podobny obraz

M.

środa, 6 grudnia 2017

Update

Nie wierzę, że w końcu zmobilizowałam się by tu coś wstawić.
Ponad dwa miesiące ciszy.
Raz nawet zaczęłam post, miałam tytuł, temat... Ale coś mnie skłoniło by jednak o tym nie pisać.

Są rzeczy, o których człowiek nie lubi gadać. Nie umiem nawet tego dobrze wytłumaczyć sama sobie.
UPDATE - Robię mój własny musical!
Tak, udało się. I do tej pory w to nie wierzę. Ciężki początek ale mam nadzieję, że teraz już wszystko będzie szło w dobrą stronę.
Więc czego nie umiem wytłumaczyć?
Wszyscy moi bliscy (i nie tylko) o tym gadają... Oczywiście z wyjątkiem rodziców.
"Co ty robisz w tej szkole?", "Źle wybrałaś", "Rób co kochasz", "Jesteś w tym dobra".
Co się ze mną dzieje...
Byłam pewna swego a teraz wszystko mi się miesza. Chcę nie decydować. Bo czegokolwiek bym nie wybrała, ktoś będzie nieszczęśliwy.
Ostatnio żyję innym światem. Zapominam o swoim, interesuję się rozterkami innych. Oglądam filmy, seriale, vlogi... Bo tak jest łatwiej, żyć czyimś życiem. Jest ciekawsze, może i zmyślone lub dobrze zmontowane - ale CIEKAWSZE.

Mam okropnego doła. Tłumaczę sobie, że na pewno wiele "marzycieli" tak ma. Pewnie tak jest i każdy z nas się z tym zmaga. Czy wybrać pewną pracę, iść na cudowne studia i uszczęśliwić rodziców, czy olać wszystko dla np. muzyki. Dla gównianego brzdąkania na gitarce.
Ku*wa.
Czemu to jest takie trudne.
Płaczę, płaczę dużo. Bo nie wiem co ja tu robię, czego chcę, gdzie jest moje miejsce?
Nikt nie wie i nie rozumie, a przynajmniej mi się tak wydaje, że większość nawet nie chce zrozumieć. Sama tego nie ogarniam. Żałuję, że nie jestem kolejnym klonem. Dziewczyną w czarnych rurkach, która chce zarabiać na paznokciach.

Naprawdę jestem w rozterce. Śmieję się, wydaje mi się, że jestem szczęśliwa. Wracam do domu i zamykam się w świecie "NIC", gdzie nikt niczego ode mnie nie wymaga i gdzie ja niczego od siebie nie wymagam.

To przechodzi. Na jakiś czas a potem i tak wraca.

Do dupy.

M. (jak marzycielka, papa ŹW. - chociaż ta niezbyt miła "ksywa" wciąż chyba do mnie pasuje, i teraz to widzę)


niedziela, 1 października 2017

Początek wszystkiego i niczego #jesień

Jutro zaczyna się nowy etap. Zorganizowana Kasia? Czy jest to możliwe?
Okaże się.
Remont, musical, szkoła i praca.
A po drodze jeszcze mnóstwo spotkań do zorganizowania.
Zdążę?

Obawy mam co do tego wszystkiego. Coś ucierpi. Czuję to. Nie dam rady ogarnąć wszystkiego.
Lecz chyba muszę, więc ogarnę.
Ale powiem szczerze, że chyba pierwszy raz naprawdę chcę tego bałaganu, tej pracy. 

Nienawidzę jesieni. Dla mnie to tylko depresyjna przepaść pomiędzy wakacjami a Świętami Bożego Narodzenia. 
ALE!
W każdej przepaści staram się znaleźć światło. W tej ciemnej otchłani, jest to Halloween. W roku 2017 będę miała najlepsze Halloween w życiu!
Tak postanowiłam.

Straszna lista:
*kupić WIĘCEJ dekoracji *_*
*wybrać się na farmę dyń
*wydrążyć najlepszą dynię na świecie
*zrobić sesję zdjęciową (w sumie jak co roku)
*zaprosić znajomych na filmy i Halloweenowe przekąski
*wybrać się na Halloweenową imprezkę!

To dopiero plan!
 

Przeżyję. Dam radę i na dodatek będę się świetnie bawić!

ŹW. (choć podobno już nie)






czwartek, 7 września 2017

Zmiany

Zmiany. Zmiany. Zmiany.

Lubię to słowo. 

Od czego by tu zacząć?
Przede wszystkim... Jestem w Niemczech na praktykach ze szkoły. Właśnie trwa drugi tydzień od kiedy tu jestem. Na szczęście jest tu Pusiek. Nie wytrzymałabym bez niego miesiąc.
Obkupiłam się jak nie wiem co. Te wszystkie Halloweenowe dekoracje, mini lody, cukrowe posypki i rzeczy z Disney'a   *_* . Mój portfel ucierpi.

Restauracja, w której odbywam praktyki, to coś pięknego. Knajpa znajduje się przy drewnianym teatrze, magia. Jak tylko mi się uda to koniecznie muszę zrobić tam jakieś zdjęcia. Oprócz baru w restauracji znajduje się tam też podobne miejsce na zewnątrz. Kiedy kolejka nie ma końca, część napoi sprzedają w ogródku, który jest podświetlony lampeczkami. Nasza kuchnia jest otwarta dla gości. Widzą więc jak wszystko przygotowujemy. Z początku myślałam, że będzie mi to przeszkadzać, ale szef kuchni oraz założyciel restauracji, sprawili, że wszyscy czujemy się tam bardzo swobodnie. Dania smakowo są różne, ale wszystkie przepięknie podane. Wszyscy są dla nas mili, więc czego chcieć więcej?

Z jednej strony cieszę się, że tu jestem, ale z drugiej żałuję, że prawdopodobnie ominie mnie część remontu w domu. Chciałabym uczestniczyć w całym tym procesie. Mam tylko nadzieję, że nie zastanę różowych ścian jak wrócę.
Planuję dokupić kilka rzeczy, części się pozbyć. No zobaczymy. Ale w mojej głowie, mój pokój wygląda idealnie.
Mam zamiar również znów kupić bojownika. Jakoś tęsknię za posiadaniem swojego własnego, małego stworzonka.

No i musical. Obaw jest mnóstwo, wciąż nie wiadomo czy będą warunki, czy znajdą się ludzie i czas. Mnóstwo pracy, ale to chyba dobrze. Bo mam wrażenie, że to ostatnia szansa, żeby wystawić coś swojego...
Dorosłość wzywa.



ŹW.

środa, 23 sierpnia 2017

Fake smile (:(

Ale się zbierałam z napisaniem tego posta. 

Jak często zakładasz maskę?
Hm...
Ja często się uśmiecham. Nie mówię, że nie lubię...Ale jak często udajemy, że wszystko jest w porządku? 
Są takie przypadki, że sytuacja nas do tego zmusza. 
W pracy... O rany. Ile razy miałam ochotę komuś wpie*dolić. Serio. Ludzie czasem nie mają wyczucia, albo nie wiedzą, że tak naprawdę mam ich w dupie.
Często fałszywie uśmiecham się przy rodzicach, chodź chyba jako jedyni wyczuwają kiedy jest coś u mnie nie tak. 
Mnóstwo razy zdarzyło mi się na imprezach. Nie mój klimat. A jak nie ma moich ludzi, to źle się czuję. No ale przecież nie mogę smutać ("zamulać").
Nieprzyjemnie jest też w towarzystwie, które ma wspólne wspomnienia. Głupio jest się nie uśmiechać przy jakiś opowiadaniach o śmiesznych wydarzeniach. Chociaż założę się, że śmiałabym się głośniej gdybym naprawdę w nich uczestniczyła.
A kto miał ochotę naprawdę powiedzieć coś złego nauczycielowi?
Ja nie raz. Kiedyś miałam więcej odwagi. Teraz? Fake smile, i uspokajam oddech. Ukrywam swoje zdanie.
Ku*wa.

Od kiedy mi na tym zależy?

ŹW.
 


czwartek, 10 sierpnia 2017

Jak się wali, to wszystko

Jestem zmęczona.

Miałam napisać ten post dawno temu, ale miałam nadzieję, że jednak nie będę musiała. A jednak muszę, bo wciąż się to bagno ciągnie. Jedno się naprawi, to drugie się zawali.

Ostatnio nic nie dzieje się dobrze. 

Mama była w szpitalu. Okropnie się zestresowałam, ale na szczęście wszystko już jest okej. Ma ogromnego farta, naprawdę. 
Tata najpierw miał duży problem z zębem. Potem omdlenia... Nasze kłótnie.
Nawet pies źle się czuł.

A na końcu ja. 
Mała K. ze swoim ogromnym chłopem.
Coś się zmieniło. Jest inaczej. Gorzej, znacznie. Miałam wrażenie, że przez ostatnie dwa tygodnie mi go odebrano. Jakby nie istniał nigdy. Jakby to był tylko wytwór mojej wyobraźni, że jest taki idealny. 3 dni jakiejś nadziei, powrotu. 
A potem puff!
Znów zniknął. Widzę jego twarz, ale to nie on. To nie mój Pusiek. Tylko ktoś kto wydaje się znajomy, a jest obcy.

Nie wiem co lub kto mi go zabrało, ale ja tak łatwo się nie poddam. Myślę o tym cały czas, żeby sobie odpuścić, dać sobie wreszcie spokój. Żyć dalej.
Ale ja sobie tego realnie nie wyobrażam. 

Życie bez Puśka? 
             ...
Brzmi jak najgorszy koszmar, z którego nie można się już obudzić.

Proszę Cię, walczmy, tylko razem. Bo gdzieś za tymi gałęziami, jest nasz mały raj, chciałabym w to wierzyć.

Zmęczona...Bardzo zmęczona.

PS. Kocham Cię Pusiek. Chyba nawet za bardzo.


ŹW.