niedziela, 27 stycznia 2019

American Prom

Witam w nowym roku!
Dzisiaj o studniówce i o balu.
W Polsce studniówka, jak sama nazwa wskazuje, to 100 dni do matury. Moja wypada akurat wyjątkowo późno, ale nie o tym.
Czym jest ta studniówka? To po prostu impreza. Od "zwyczajnej" imprezy różni się jedynie ubraniami i obecnością nauczycieli. No i może lepszym jedzonkiem niż chipsy czy stare paluszki. Ze studniówką łączą się też pewne przesądy, np. ten dotyczący posiadania czerwonej podwiązki. Po co to komu? Nie wiem. Ale też kupiłam xd
Podobno trzeba ją założyć też na czas matury, na szczęście.
Generalnie nie ma nic magicznego związanego z dniem studniówki, tak jak to widzimy w amerykańskich filmach. Dlatego postanowiłam napisać tutaj o swoim wymarzonym balu, bo kto mi zabroni.
Ale zanim to, muszę wspomnieć o balu amerykańskim. Myślałam, że te sceny z nastolatkowych produkcji to bujda, ale trochę poszperałam i okazuje się, że jest bardzo dużo podobieństw. Zacznijmy od tego, że oprócz "senior prom" czyli takiej naszej studniówki (u nich bardziej z okazji ukończenia szkoły a nie odliczania do matury), jest jeszcze "homecoming prom" czyli bal z okazji powrotu do szkoły. Taki bal zwykle odbywa się w październiku, natomiast bal ukończenia szkoły jakoś bliżej końca roku szkolnego. Biorąc pod uwagę to, że high school trwa 4 lata w Ameryce, to mają oni aż 5 balów = no bo 4 na rozpoczęcie roku plus jeden w ostatniej klasie. Chyba, że to się jakoś inaczej odbywa. Myślę, że to też zależy od szkoły.
W każdym razie, przygotowania do takiego balu są takie jak w filmach. Najpierw szkoła/komitet uczniowski wybiera temat przewodni (u nas, coś takiego? pff, zapomnij). Przeglądając pinterest znalazłam mnóstwo inspirujących pomysłów. Z takich bardziej popularnych/ciekawych tematów przewodnich są:

*maskarada
*dookoła świata
*ogień i lód
*rustykalny
*Grecja
*kosmos
*20's, 50's, 80's
*zimowy

Jest też mnóstwo związanych z filmami:

*Alicja w Krainie Czarów
*Great Gatsby
*James Bond
*Footlose
*Nibylandia - Piotruś Pan

Potem chętni zbierają się, żeby zrobić i przygotować dekoracje na salę. Dziewczyny kilka miesięcy wcześniej szukają sukien. Ich sukienki są takie piękne, bajkowe nie to co u nas. Wszystkie w ciemnych kolorach i w tych samych wzorach. NUDA.
Oczywiście przed balem idą do kosmetyczek, fryzjerek i tak dalej. Gotowe na bal schodzą po schodach (tak jak w filmie), wszyscy się zachwycają i rodzice robią zdjęcia. Potem przyjeżdża partner w garniturze z korsarzem dla swojej partnerki. Jadą na bal i tam oczywiście też robią zdjęcia na tle tych śmiesznych napisów czy balonów. Takie zdjęcia umieszczane są potem w "college book". No i zaczyna się impreza. Wybiera się też królową i króla balu, którzy wybierani są na podstawie głosów zebranych jeszcze wcześniej w szkole. Przyjęcie trwa mniej więcej do 22 a później wszyscy przenoszą się do kogoś do domu nad basen i przebierają się w kostiumy. KLASYK.

Mój wymarzony bal? Miałby na pewno motyw przewodni. Podoba mi się "gwieździsta noc" albo "podwodny świat", bo takie kojarzą mi się z tymi wszystkimi filmami. Moja sukienka błękitna, księżniczka...
Chciałabym też, żebym ja i mój partner mieli jakiś element związany z Disney. Podobają mi się przypinki :)
Mój bal nie będzie taki piękny, ale mam nadzieję, że i tak pozostanie miłym wspomnieniem. Dobrze, że przynajmniej idę ze swoją drugą połówką i nie muszę się chociaż o to martwić.

Jeżeli kiedykolwiek będziecie mieli okazję wziąć udział w prawdziwym balu, nigdy się nie wahajcie.

K.

wtorek, 1 stycznia 2019

Sylwester i plany na 2019

Sylwester spędziłam sama z Puśkiem u mnie w domu. Jedliśmy dużo niezdrowych rzeczy i krem z pomidorów, który swoją drogą wyszedł mi chyba całkiem nieźle. Zaczęliśmy od filmu, który okazał się być bardzo dziwnym wyborem. Tornado z rekinami? No tego jeszcze nie widziałam. Piliśmy szampana i słuchaliśmy muzyki. Gra w scrabble przyniosła nam wiele śmiechu. Potem nadszedł czas na fajerwerki. O godzinie 00:00 poczułam się staro, ponieważ chyba pierwszy raz w życiu nie czułam podekscytowania związanego z oglądaniem światełek. Możliwe, że dotarło to do mnie jak trudny i ważny będzie ten rok. Egzamin, matura, nowe otoczenie, założenie firmy taty i Pusiek nie codziennie obok mnie... Mam łzy w oczach. Świetnie.
Właśnie nadszedł ten czas, którego tak długo oczekiwałam, ale równocześnie tak bardzo się bałam. Dobrze, że wybrałam technikum. Bo ten rok dużo mi dał. A jak przypomnę sobie, że mama była w kwietniu w szpitalu (miesiąc przed maturą, jakbym poszła do liceum), to nie dałabym sobie rady. Teraz pozostaje mi tylko odliczanie do ferii zimowych, do rocznicy, potem do studniówki, i tak do kolejnego wolnego, aż w końcu nadejdzie matura.
Czy mam jakieś postanowienia noworoczne?
W głowie jakieś zawsze się tworzą, to chyba nieuchronne. Każdy żyje nadzieją, że ten 2019 będzie lepszy, że w końcu pójdzie na siłownię, zacznie naukę nowego języka czy przeczyta więcej książek.
Ja też mam kilka. Spiszę je sobie już prywatnie. W sumie chyba nigdy tego nie robiłam. Nie czekałam na nowy rok, tylko raczej nowy rok SZKOLNY mnie motywował.
Jeśli miałabym wskazać to czego nauczyłam się w tym roku to to, że jeśli chcesz na kogoś liczyć, to licz na siebie. Wiem, dołujące, ale jakże prawdziwe. Ludzie zawiedli mnie w tym roku. Dlatego spróbuję w tym roku być zależna tylko od siebie i liczyć na siebie.

A na koniec, życzę Wam wszystkim byście mieli lepszy 2019 niż 2018. Nie bójcie się marzyć.

K.


sobota, 22 grudnia 2018

Z lipca do grudnia

Nie pisałam już bardzo długo. Na początku nic ciekawego się nie działo a ostatnio nie umiałam ogarnąć polskich znaków na nowym macu.
Ale jest już dobrze. Jestem. Żyję.

Moje życie od jakiegoś czasu jest nudne. Nic ciekawego się nie dzieje. A gdy próbuję by coś się działo zawsze coś lub ktoś mnie od tego odpycha. 
Chyba z ciekawszych rzeczy to mój udział w krótkim filmie na konkurs. Nic specjalnego, ale fajnie było pierwszy raz "zagrać" przed kamerą. Nie wygraliśmy. Ale nie za bardzo się tym przejęłam. Dla mnie filmik i tak pozostanie tym pierwszym.
Tata zakłada nową firmę. I podobno mam tam mieć swoje miejsce. Kto wie, może się uda zostać tą organizatorką przyjęć?
W szkole jest beznadziejnie. Mam wrażenie, że jedyną rzeczą, którą mogę według wszystkich osiągnąć, jest dobry wynik z matury. A ja myślę ponad to. Świat jest dużo większy i ciekawszy niż matura i studia. Wierzę, że tak jest.
Święta już tuż tuż. Mama znowu jest Grinchem a ja... Nie wiem. Znowu żyję filmami i nieprawdziwą rzeczywistością. Paradoks, co nie?
Dużo marzę, dużo myślę a tak mało mówię. Naprawdę.
To chyba przez to jak absurdalne są niektóre z moich marzeń. Boję się o nich mówić. Nie chcę być oceniania. Przez wszystkich bliskich. 
Chcę by moje życie było ciekawe. To jest mój główny cel. Nie wstawię szczegółów. Nie powiem co, jak, gdzie i kiedy. 
Wzruszam się gdy słyszę "Kolorowy wiatr". Chyba nigdy ta piosenka do mnie aż tak nie przemawiała jak teraz. Każde jej słowo. To wszystko prawda. A świat bajek Disney'a jest najpiękniejszym miejscem na świecie. Marzę by mieć jakikolwiek związek z tym światem, lub bym przynajmniej mogła moją każdą, pospolitą pracę urozmaicić w tą magię. Ten świat tak bardzo na mnie wpłynął, że nie wyobrażam sobie siebie, bez tego.

Mam nadzieję, że marzenia się spełniają. Życzę Wam wszystkim wesołych i magicznych świąt.
Znajdźcie to co jest dla was najważniejsze i gońcie za tym. Jeśli jeszcze tego nie macie, to życzę Wam by rok 2019, był rokiem znalezienia tego co zawsze było wam pisane.

Love,
K.


środa, 11 lipca 2018

Update (again)

Hej!
Przez ostatnie kilka miesięcy dużo się działo.

1) Wystawiłam kolejny musical! W końcu się udało.
Okazało się, że Disney zawsze gdzieś tam chodził mi po głowie, aż ostatecznie wpadłam na pomysł musicalu o złych postaciach. Było bardzo ciężko. Przeciwności związane z diwami, słabymi ocenami oraz kadrą docelowego miejsca występu, powodowały, że miałam ochotę wszystko rzucić. Tak się nie stało, dzięki pomocy i wsparciu, moich 8 wspaniałych marzycieli i przyjaciół. Jeżeli to był mój ostatni występ to myślę, że w idealny sposób zakończyłam przygodę z teatrem. ( zrobiło mi się właśnie smutno ).

2) Egzaminy zawodowe poszły nieźle. Pewnie mogłoby być lepiej, ale 87,5% z teorii mnie satysfakcjonuje. Ciekawe jaki będzie wynik z praktycznej części.

3) Chyba wreszcie udało mi się wybrać kierunek na studia. Angielski.
Anglistyka czy filologia angielska - tego jeszcze nie wiem. Najważniejsze jest to, że wreszcie mam poczucie, że dobrze wybrałam. Nie zawiodę rodziców, przybliży mnie to w jakiś sposób do wymarzonej kariery oraz będę się dalej uczyć mojego ukochanego języka.

4) Z rodzicami bywa różnie - raz lepiej i raz gorzej, Teraz jest chyba lepiej chociaż jestem świeżo po mini sprzeczce z mamą (tak, znowu zachciało mi się zmieniać coś w pokoju).
Jeśli chodzi o sferę towarzyską, to też zależy. Z moją ekipą Grubasków widzę się rzadko i coraz cz ęściej mam wrażenie, że już nie czuję potrzeby tych spotkań. Za to mam prawie nową 8 przyjaciół.
Muszę przyznać też ( i sama nie wierzę, że to piszę ), że bardziej zbliżyłam się do znajomych Puśka. Jeśli mam dobry humor to lubię ich towarzystwo ( doceń to klusko ).

5) I wreszcie… WAKACJE!
Jakie mam plany?

*zarobić hajs ( plany nowego pokoju wymagają pewnego budżetu xd )
*spędzić miło czas na obu wyjazdach ( jeden był z rodzicami nad jeziorem i było naprawdę super (zdjęcie) ; drugi ze znajomymi Puśka )
*grać więcej na ukulele
*w końcu urządzić WHITE PARTY
*wykopać rodziców z domu i mieć chatę dla siebie <3
*ODPOCZĄĆ

PS. Udanych wakacji i pięknych wyników maturzyści!




K.

czwartek, 3 maja 2018

Będzie dobrze

Generalnie to chyba jest lepiej. Jako tako się układa. Mama czuje się lepiej, ojciec się uspokoił a musical chyba jest do uratowania (powstał nowy kontekst bez naszych diw).

Ostatnio dużo się dzieje. W szkole nie ma dnia by nie mówili o egzaminach zawodowych. Ale o dziwo jakoś bardzo się tym nie przejmuję.
Przejmuję się tym, że za rok matura. A to oznacza pierwszy test, który tym razem na poważnie zadecyduje o mojej przyszłości. 

Czy K. boi się przyszłości?

Chwilami bardziej, chwilami mniej.

Mniej gdy Pusiek mówi, że już będziemy razem na zawsze. To mnie uspokaja (yeey nie będę starą panną).
A bardziej gdy rozmawiam o tych wszystkich marzeniach, które wydają się tak dalekie i tak trudne do zrealizowania.

Ale wiecie co? Będzie co będzie. Uważam, że mimo wszystko jestem silna i zawsze sobie poradzę. Może nie będę co wakacje jechać na Malediwy, ale na Mazury uda się na pewno ;)
Jakoś o dziwo mam tą pozytywną energię w sobie. Czuję ją. Może to przez ten majówkowy wyjazd do Białegostoku (mieliśmy jacuzzi w łazience :O ). 
Zbliża się fajny czas. Moje 19 urodziny, wyjazd z rodzicami moimi i Puśka oraz upragnione WAKACJE. Te muszą być świetne, bo ostatnie były za krótkie i mało ciekawe z powodu różnych nieprzyjemnych kwestii…

Ale będzie dobrze.
Musi być.
Wszyscy sobie jakoś poradzimy.
Takie jest życie.
Żeby je przeżyć.
Ale można je przeżyć na pół gwizdka lub całkowicie i PEŁNIE.
I ja zamierzam być w tej drugiej grupie.

A do maturzystów, powodzenia. Oby wszystko poszło zgodnie z Waszym planem.



Ogród Branickich w Białymstoku


K.


piątek, 30 marca 2018

Motylem jestem aaa

Łzy.
Dużo łez. Dużo nerwów, strachu, bólu.
Tak złego okresu czasu już dawno nie miałam. Odkąd mama trafiła znowu do szpitala (tym razem z czymś o wiele bardziej poważnym), wszystko zaczęło się walić. Przez pobyt mamy w szpitalu kłóciłam się z ojcem mniej więcej codziennie. To było straszne. Oprócz strachu, który towarzyszył mi w obawie o mamy zdrowie, miałam dodatkowo jeszcze stres w domu z ojcem. Szkoła również mnie nie rozpieszczała. Matematyka chyba nigdy nie da mi spokoju. Po powrocie mamy miałam nadzieję,że wszystko wróci do normy. O nie nie nie. Było jeszcze gorzej. Ojcu odbijało coraz bardziej, co spowodowało że wszystko się we mnie skumulowało i w końcu ja też musiałam wybuchnąć. Niestety oberwał mój nauczyciel, który mnie nieświadomie sprowokował, przez co otworzył moją puszkę Pandory / K. Myślicie, że to było straszne? Pff
Dopiero się rozkręcam.
Mój musical. Próby szły opornie. Ludzie średnio chodzili a ja przez ten cały stres nie dawałam już im tej samej energii co na początku. Niestety dwie z moich "gwiazdeczek' postanowiły pobawić się w diwy. Są sprytne, wiedzą że bardziej zależy mi na tym przedstawieniu niż reszcie. Dlatego moje bycie miłym okazało się również nieskuteczną opcją, ponieważ zostałam przez nie zaatakowana. Bardzo mnie to dotknęło. Udaję złą, a tak naprawdę cholernie mi przykro bo myślałam,że naprawdę daję z siebie 100% i jestem dla nich dobra. Okazuje się,że to również było za mało. A podobno metoda na krytykowanie nie działa. Nie wiem. W tym przypadku chyba żadna metoda by nie zadziałała. Aktoreczki się znalazły...
No nic.
A jakby tego było mało to stałam się ofiarą kolejnej kłótni. Tym razem chodziło o wyjazd wakacyjny ze znajomymi. Mimo,że tym razem to nie ja się kłóciłam. Wystarczyło moje jedno słowo, by prawie cała szala gniewu przeszła na biedną mnie.
A najgorsze jest w tym wszystkim to,że ja dla wszystkich chcę dobrze. Staram się a dostaję po dupie.
Są sytuacje, których nie da się dobrze rozwiązać. Może być lepiej ale nigdy nie będzie na tyle dobrze. I dokładnie ten wyjazd i mój musical są takimi sytuacjami bez wyjścia.

Zaczynam myśleć,że jestem jak motyl. Niby ładny taki a w sumie robal. Może właśnie tak jest z moją osobą. Wydaję się być miła i pomocna a potem tylko przeszkadzam i wkurzam. Kto wie.
Zastanawiam się czy potrzebuję pomocy. Mam jakieś dziwne "ataki paniki" , ale zapewne to przez ten cały stres i syf, który się ostatnio dzieje. Jedyne co jest dobre to moja relacja z Puśkiem i to że mama znowu jest w domu.
Mam tylko nadzieję, że wreszcie odetchnę. Chociaż wiem,że jeszcze wiele rozmów, wyjaśnień i innych rzeczy mnie czeka.

K.

wtorek, 13 lutego 2018

Stare i nowe

Kiedyś powiedziałam,że lubię zmiany. To prawda, że chcę żeby "coś się działo". Wyszukuję nowe miejsca i ciekawe wydarzenia. Dlatego wszystko planuję, żeby nie mieć wolnego dnia na nudę. Chyba można to zaliczyć do zmian? ZMIENIANIE każdego dnia, tak żeby nie był taki sam jak poprzedni? Bo rutyna to tragedia. 


Hm... Jednak mimo wszystko nie zawsze. Jak wspominam dziadka, to przypominam sobie moje przedstawienia kabaretowe i gimnastykowanie się w domu babci i dziadka (wszechstronna dziewczynka). To była nasza rutyna. A mimo to nigdy nie wydawało mi się to nudne.

Kocham zmieniać wystrój pokoju. Wyrzucam stare rzeczy, kupuję nowe lub zmieniam ich ustawienia. Wymiana obrazków, pomalowanie tablicy korkowej czy zmiana dekoracji w zależności od danego okresu, to super sprawa. 1/3 mojego instagrama to zdjęcia wnętrz. Póki co w zupełności mi to wystarczy. 

Z makijażem i z ubiorem jest gorzej. Często boję się nowych stylów, trendów, trzymam się "staroci" i rzeczy, które znam lub wiem, że się w nich dobrze czuję. Chociaż muszę przyznać, że cały czas uczę się tej mody i staram się gdzieś w niej znaleźć coś swojego.

Z wyjazdami mam różnie. Chcę zwiedzać miejsca, w których nie byłam ale kocham też wracać w "pewniaki". Takim "pewniakiem" jest dla mnie Św. Lipka, Kazimierz Dolny, Zakopane i oczywiście morze ( ale najbardziej to Gdynia 🏼 )

Mam misia, który jest ze mną prawie od początku. Ma dla mnie większą wartość niż jakakolwiek "nowa" rzecz. Takie starocie mają swoje historie. Plus słyszałam, że misie bronią przed potworami w nocy - wolę nie sprawdzać czy to prawda ;)

"Photograph" - Ed Sheeran = chyba nawet tu pasuje

 M.